wiersz nasenny (zimowy)

tańczące zmysły, eklektyczne sklepy,zbyt długo nie mogę zasnąćpo-raz-nie-wiem-który-w-tym-roku,neony w barwie błota, z okna widziane.przychodzą coraz częściej martwe sezony nocyi męczy gonitwa myśli.już nie mogę.już nie mogę.się rozpada, gdy tylko nie schwycę za pysk,gdy nie zakrywam twarzy.Więc piszę po ciemku. Tak jest łatwiej.

*** [Szanowny Panie Boże]

Szanowny Panie Boże,[pisze poeta:]zakładając, że zdechnęw wieku lat mniej więcej sześćdziesięciu(jako szacowny garbus o przepalonym sercu),zostało mi jakieś trzydzieści lat,w tym dziesięć tysięcy dziewięćset pięćdziesiąt siedem dni(zakładając, że w tym czasie odbędzie się siedem przestępnych lat, siedem wspaniałych dwudziestodziewięciodniowych lutych),na co zmarnuję dwieście sześćdziesiąt dwa tysiące dziewięćset sześćdziesiąt osiem godzin, owe piętnaście milionów siedemset osiemdziesiąt…

* * * [bracie, umieram tu, na mojej prowincji]

bracie, umieram tu, na mojej prowincji,wśród blokówludzisprawpustosamotny, pustopusty.i takijestem wątpliwy,na dłonie patrzęwidzę, jak się starzeją,szczuplejszemniejsze.zjembudyń, gorący ma być koniecznie,boniezdrowy. muszę się ratować.bez siebiemnie nie będzie.jabezemnie nie istnieje.więc pozostanie tylkojasnoszary uśmiech na zdjęciu, nicwięcej,a śmierć…(miejmynadziejęże śmierćjest puchatym bałwankiem,który stopnieje wmarcu nim zakwitnąkwiaty).

Ostatni przyjaciel pustki

Pomyśl, kto to wszystko zapisze.Mylne nasze wzruszenia, przedmioty bliskie i dalekie.Kto sprawi, że wrócę, by dłonie złożyć do snuna twoich napiętych ramionach.Nie używam wyrazów świętość, mądrość, dusza.Nie używam alkoholu.Nie używam siły, bo nie mam siły jej używać.Ktoś przygotowuje kolację, na którą zaproszony, nie pójdę.Ktoś kręci młynek żarliwych modlitw o szczęście.Ktoś wie, jak to wszystko wyjaśnić…

* * * [Świętość imaginowana]

Świętość imaginowana.Tryptyk końca miłości.I.bóg wyznaczył jej drogę.Nie mogła pokochać.Jej suche łononigdy nie wypełniło sięmęskim nasieniem.W tej dumie tkwismutny kawałek moralności,który nigdy siebie się nie bał.Bał się zakonu/boga.II.dłonie madonny z średniowiecznegobłogosławieństwa.Zrobiły się ciepłe na chwilę, gdy całowałem jej piersi.Gdy cały płomieniem się stałem.III.Widziałem moment,gdy spopielił się jej wzrok,gdy twarz skierowała w ciemność.W jej oczach zgasło życie.Dowiedziałem…

*** [18 lat przemian]

18 lat przemianbogate dzieciaki śmieją się z biednych.Bieda jest śmieszna. Nikt już nie uczywstydu. Mnie uczył ojciec na rumuńskiejprowincji, gdy dostałem lanie za pogardę dlacygańskiego dziecka, choć to był tylko lęk.nie ma już nawet śladu mitu. nie pojmąrozpaczy głodu, ze wzgardą tagująw internecie twarze prostych dziewczynw białych kozaczkach, płacząc ze śmiechu.

* * * [Chciałbym być tym, kim chciałbym być]

Chciałbym być tym, kim chciałbym być.Od zamkniętych już odejść drzwi.Wyraźny rytm wybijać – krok po kroku.Równy mieć oddech, czujny słuch,otwarte oczy i nade wszystko – czuły dotyk.Rozróżnić czerń, szarość, biel.I tam, gdzie słońce kończy bieg,Z nim razem pogrążyć się w mroku. Londyn, Brixton, 26. 09. 2004 r.

Powrót do pisania (5 lat przerwy)

1.znowu wieczór zmienia się w wiersz.2.litery to mój płaszcz,szalik i wygodne buty.3.zima rozpływa się w chłodnym cieple,parę kresek nad stopniem zerozimy, tekstu, który zawsze chciałem stworzyć.4.wieczór już dawno zamienił się w noc,deszcz skropił szyby mglistą śliną,na ścianie ślad się ujawnił -ściek dawno zapomniany.5.

Chelsea Phisic Garden

Trzysta trzydzieści jeden lat sadzenia i pielęgnowaniakwiatów, krzewów i roślin. Przywiezionych z całego świata.Niewielki ogród skwapliwie schowany za wysokim murem nad brzegiem Tamizy.Kilka szklarni, niewątpliwie późniejszych niż życie, miasto i świat,kilka staruszek chylących się do ziemi, do niej podobnych i pięknych nad wyraz.Przechadzałem się po ścieżkach elegantkach i jedyną bezbłędnie rozpoznaną roślinąbył chwast, który w…

Ich królestwo

Z rękami w kieszeniach dresówstają panowie tej krainy.Bohaterowie codzienności.Musisz uwierzyć w ich słomiane dzieci,kobiety tłustowłose, blondibóstwa,lub wychudzone przez gruźlicę,brunetki w białych koronkach,z których lumpendumęwywiał speed, wiatr i chłód,a oni mieli ciężki dzień na siłownii preparaty na przyrost masymięśniowej brali. Przypisani do swoichnieswoich samochodów.Ciasnych mieszkań w osiedlowychblokach i drużyny piłkarskiej.