Trzysta trzydzieści jeden lat sadzenia i pielęgnowania
kwiatów, krzewów i roślin. Przywiezionych z całego świata.
Niewielki ogród skwapliwie schowany za wysokim murem nad brzegiem Tamizy.
Kilka szklarni, niewątpliwie późniejszych niż życie, miasto i świat,
kilka staruszek chylących się do ziemi, do niej podobnych i pięknych nad wyraz.
Przechadzałem się po ścieżkach elegantkach i jedyną bezbłędnie rozpoznaną rośliną
był chwast, który w dzieciństwie służył mi za miecz, szpadę i kostur wędrowny.

Można to różnie interpretować, sam jednak dochodzę do wniosku,
że mój wkład w życie - pojmowane jako całość - wydaje się wątpliwy.
(wrzesień 2004)

Podobne wpisy