no i umarłem, metaforycznie oczywiście.
połowa września dwutysięcznego roku. w warszawie
jest syf-pogoda, w tym mieście, gdzie zawsze jest syf-pogoda.
jest cicho, klawiatura wibruje pod palcami
i tekst jawi się na ekranie komputera w dotychczasowej postaci.
.
Żeby myśleć, patrzę w bok, kawałek dalej jeszcze, patrzę i widzę.
Wszystko naraz.

Podobne wpisy