no i umarłem, metaforycznie oczywiście.
połowa września dwutysięcznego roku. w warszawie
jest syf-pogoda, w tym mieście, gdzie zawsze jest syf-pogoda.
jest cicho, klawiatura wibruje pod palcami
i tekst jawi się na ekranie komputera w dotychczasowej postaci.
.
Żeby myśleć, patrzę w bok, kawałek dalej jeszcze, patrzę i widzę.
Wszystko naraz.
Podobne wpisy
* * * [po jej odejściu zostaje gruz]
po jej odejściu zostaje gruzw płucach w pamięcii nic, by myśli odegnać skundlone.
bezsenność
śnieg spadł i wylazło wszystko,bloki sterczą za oknem odciętą szarością,ulica świeci nie swoim światłem i nie ma nieba więcejniż było.chciałbym to wszystko przewietrzyć.napowietrzyć to wszystko od nowa.błoniaste wyrwać milczenie,narośle godzin i minut.to nie kłuje, nie piecze, nie boli,nie ma prostej, znaczącej struktury,to narasta mdłościami, cierpkim smakiem w ustach,i jak oddech nieświeży faluje.
Poemat o cnocie. Prozą
ten pomysł szalony, jakbym czytał dziennik Malinowskiego, że do ślubu będziesz czysta, czyli cnotliwa. jakiej krwiożerczej bogini przysięgasz w rytuale tubylca dziwnego kraju. co to za figura święta, która żąda byś hymen jej oddała. jakbyś przez lata całe czytała i czytała onaśladowaniuchrystusatomaszakempis. nie wierzę. ostatnia w Polsce trzydziestoletnia dziewica przypadła mi w udziale. a ja…
* * olska
Monice Sz. do sz.tambuchaposzłaś do kościoła, a ja siedziałem wtedy w domu – samotny.boga nie ma.boga nie ma.boga nie mapomyślałem sobie:od wilgoci w oczach do łona, ode mnie do ciebie.Poszłaś do kościoła, a ja siedziałem przed telewizorem,oglądając te bzdury,oglądając te tortury,oglądając te wiórynonsensu.i teraz zostały mi z tego jakieś ciężkie okruchy wydarzeń,smażone w tłuszczu mowy…
Sześć stron do napisania. Prolegomena do recenzji
sześć stron do napisania:jedna strona wstępu,jedna strona początku,jedna strona zakończenia,jedna strona początku,jedna strona zakończenia,jedna strona zakończenia;