Nie mam już dla ciebie miejsca
(raz dwa trzy)
Nie mam już dla ciebie przestrzeni,
już nie mieścisz mi się w głowie.
Nie mam już dla ciebie czasu,
w pamięci rozpadasz się
w proch i w rytm.
Dziś do ciebie przyjść nie mogę.
(dziś jutro pojutrze)
Nawet przed i po śmierci.
Nawet na pogrzeb, nawet na twój głupi pogrzeb,
nawet na swój pogrzeb.
Niech cię już nie widzę,
nie słyszę, nie dotykam.
Nie mam dla ciebie dobrego słowa,
Nie mam dla ciebie wina w kieliszku,
bo nie ma kieliszków.
(Wytłukły się, rozpadło się szkło)
Odpadły listwy. I nikt ich nie przyklei.
Spadł kalendarz. Popękały kafelki.
Nie ma dla ciebie żadnej roboty. Naprawy, Do pracy.
Pieprzę twoje zabobony.
Mam je tu głęboko, pod czaszką.
Wszystkie durne przesądy. Martwe.
Nie uwierzę już w nic, w ten co tydzień
goniony rytuał. Osiemnasta za dziesięć.
NIE MA WE MNIE CIEBIE.
Skończyło się. Rano i wieczór.
Twoje voodoo.
Tak byliśmy różni i tak różni pozostaniemy.
Nie umiałaś się różnić.
Nic nie umiałaś.
Tyle miesięcy, dni, godzin.
Zakurzonych. Martwych. Pustych.

Nic nie ma.
Nic ma nic.

Podobne wpisy

  • Gender studies. Wiersz się rozpadł

    Nie podniecają mnie młodzieńcy w złotych samochodach, choć na Wulgarne Kobiety patrzęz rozrzewnieniem równym temu, które czuli Szlachetni Bohaterowie tacy, jak Rudolf Gerolstein.Dobry książę – jak twierdzi Eco – pierwszy superman literatury światowej.Więc, nie podniecają mnie złoci młodzieńcy, czego nie mogę powiedzieć o długonogich blondynkach, które mają przecież swój urok, gdy klasycznych proporcji ich twarzy…

  • Szpital na Sobieskiego

    Miejsce międzyludzkiej troski, które koi.Oto rytuał przejścia: od spokoju życia do spokoju śmierci.Fascynujące miejsce.W zimnolękliwej atmosferze dojrzewają śmierci.Rośnie najbardziej ludzkie z przerażeń.W szpitalu na pewno rodzi się bóg,rodzi się ze śpiewu nadziei w żyłach – chcę żyć!Ja chcę żyć! Nie wszyscy wyrażą to głosem,nie wszyscy powiedzą to otwarcie;ci, którzy w odruchu godności zaprzeczą- będą jednak…

  • Prostak

    Mamw sobie niestety kawał prostego chama,jak smalecogórek kiszony isalceson;tę prostotę nieznośną- podwarszawską miarą szytei twarz, i ciało.Usta niby wysublimowane,ale gdy splunę,rozpoznasz to we mnie bezbłędniez kształtu śliny,z trajektorii jej lotu. Warszawa, 2007 listopad

  • bajka. archeologia

    więc to jednak moi zabili mnie ludzie,na bagnach, kamieniem trafiony w tył głowy.pierwszy rzucał, pierwszy trafił. upadłemnieładnie na twarz, wyciągnięte mam jeszczete ptasie ramiona. nikt w wiosce nie mógłznieść mej najedzonej chudości. niczegonie osiągnie ten chłopak, mówiła matka,ojciec – jak to ojciec – milczał. przypierwszej okazji, pierwszej nocy,gdy zabrakło mi czujności, zwykleuciekałem daleko, na bagna.bagna…