Widziałem ojca, jak się stacza w śmierć,
jak w ciasną definicję chce go zamknąć
La Belle Dame Sans Merci. Śmierć,
która mała jest, śmieszna jest, martwa.
Widziałem, jak w zapamiętaniu
siebie w sobie szuka,
kiedy słów znaleźć nie może i myśli, myśli.
Widziałem, jak świat odbiera mu siebie,
a on stara się, żeby pozostać w całości.
Gniewał się, że ludzie pod powiekami roznieść go mogą
po śmierci. Widziałem, jak godności szuka
i jak ważna jest dla niego, w nim.
W wychudzonej dłoni, na której skóra wisiała jak szmata,
trzymał filiżankę starą, naszą, domową. Nie pytałem go o nic,
bo czułość czułem, smutek snuł mi się pod powiekami
jak pies, jak żywe zwierzę. Jego w sobie czułem, (wy)czuwałem.
Śmierć jego. Nie mówiłem. Nie pytał.
Bliski tak daleki. Świt, zmierzch, świt.