W duszny wieczór jak dziś płynę
w smole własnego ciała,
gdy zwykły gest staje się pracą.
Jak komar, który jeszcze leci, niezauważony. Jestem.
Upałem upakowany w siebie
jak owoc pęczniejący wiśni.
W krwawym miąższu twardej pestki
sedno. Który.
W mroku bez chłodu. W wieczorze
bez tchnienia, jak dziś,
gdy człowiek nie istnieje, lecz dożywa dnia
w sobie zwierzęcym. Jestem.
24/25 lipca 2006
Podobne wpisy
Szpital na Sobieskiego
Miejsce międzyludzkiej troski, które koi.Oto rytuał przejścia: od spokoju życia do spokoju śmierci.Fascynujące miejsce.W zimnolękliwej atmosferze dojrzewają śmierci.Rośnie najbardziej ludzkie z przerażeń.W szpitalu na pewno rodzi się bóg,rodzi się ze śpiewu nadziei w żyłach – chcę żyć!Ja chcę żyć! Nie wszyscy wyrażą to głosem,nie wszyscy powiedzą to otwarcie;ci, którzy w odruchu godności zaprzeczą- będą jednak…
…ani słowa
Dziś ani słowa. Ani jednej myśli.Zostań gdzie jesteś. (Znowu te rozkazy!)Śpij, śnij, śmiej się – jeśli zechcesz.Dziś słowem się o tobie nie zająknę.Jest dzień, jest noc, jest wszystko, co zechcesz.Wiem, że jest trudno, wiem, że bywa strasznie.Długie tygodnie i godziny długiew tej ciągłej chęci, żeby było dobrze.Pretensje, presje, pragnienie ochrony,Płacz, krzyk – takie nasze troski.Jeśli…
* * * [Przez kilka lat nie pisałem wierszy]
(z nawiązaniem do „Autobiographia literaria” F. O’Hary, w tłum. P. Sommera)Przez kilka lat nie pisałem wierszy,raptem kilka na rok… A teraz?Pomyślcie! Codziennie coś tamsobie zapisuję. I czuję się lepiej.W tym okropnym świeciena psich twarzach ludzi widzęodbite światło.Krzyczę w powietrze,w świat i w te twarze:Jestem sierotą!I cieszę się jak dziecko.
* * * [jechać tam]
jechać tam -umrzeć na końcu świata,po to, żeby nie żyć?nie umiem, nie chcę,muszę jednak tutaj,wyprawię sobie pogrzeb,zapłacę każdemu żałobnikowilśniącym od nowości mieszkiem,wziętym prosto z wielkiego banku,niech niedzielę zmarnują,bo mają mnie pochować w niedzielę,niech przynajmniej tego dniamają co do mnie dylemat,czy w święty dzieńmożna czcićbezbożną kreaturę.