„bruLion. Instrukcja obsługi” (Kraków, 2005). Fragment

KULTURA ALTERNATYWNA. POCZĄTKI
Już w czwartym numerze pojawiła się bardzo ważna rubryka dotycząca działań środowisk alternatywnych pt. „Garaż”. Od tego momentu materiały poświęcone kulturze alternatywnej powoli stawały się charakterystyczne dla nowego kwartalnika, choć w ówczesnym modelu kultury rzeczywiste skierowanie uwagi na zjawiska spoza dwóch głównych antagonistycznych systemów nie było łatwe. Pismo potrafiło jednak dostrzegać zjawiska, które rodziły się i rozwijały na marginesach głównych nurtów. Wśród nich znalazły się różne odmiany działań alternatywnych młodych, zarówno politycznych, jak i artystycznych. Poświęcanie im uwagi było odpowiedzią na obserwowane postawy twórców i działaczy zarówno drugiego, jak i oficjalnego obiegu kulturalnego, w których nie mieściło się zainteresowanie tego typu działalnością młodzieży. Zresztą pokoleniowe formy aktywności po prostu silnie przemawiały do redaktorów „bruLionu” i przede wszystkim dlatego poświęcali im coraz więcej miejsca. Opublikowanie w „Garażu” z numeru czwartego piosenki Nasza Tradycja zespołu T. Love Alternative, stanowiło więc wyraźny sygnał poszerzenie pola zainteresowań o zjawiska kulturowe, które nie miały wyraźnego miejsca ani w pierwszym, ani w drugim obiegu.

W kieszeni amunicja

Na wieki wieków

To jest nasza tradycja

Na stole wódka

Uciecha krótka

Święta godzina

W imię Ojca i Syna (str. 90)

Gdyby szukać innych tekstów, które wyznaczyły zakres tych poszuki­wań, można by wskazać tekst Pawła Kasprzaka Wszyscy jesteśmy pomarańczowi, wydrukowany w siódmym i ósmym (łączonym) numerze (Kra­ków, lato-jesień 1988), w którym została zaprezentowana najsłynniejsza polska grupa happenerska (czy może raczej ruch happeningowy), Poma­rańczowa Alternatywa, której działania otwierały zupełnie nowy okres w dziejach polskiego obywatelskiego nieposłuszeństwa. Karnawalizacja zachowań politycznych, które się z jej działalnością wiązały, stała się również cechą charakterystyczną twórców „bruLionu”. Przejawy dystan­su wobec kultury oficjalnej oraz opozycyjnej stawały się im bliskie. W ten sposób powstawały zręby bruLionowego sposobu patrzenia na kulturę, który choć wynikał z politycznej perspektywy, zdecydowanie ją przekra­czał.

AKCJA: PROWOKACJA

Pierwszym numerem wyraźnie opierającym się na prowokacji był zeszyt dziewiąty. Warto tu jednak zacząć od ważnej uwagi dotyczącej prowokacji i skandalu. Prowokacja jest zjawiskiem medialnym, opartym na zaistnieniu reakcji odbiorców obrażonych publikacją, która uderza w ich hierarchię wartości. Zatem udana prowokacja wywołuje skandal, a taki odzew pojawił się dopiero po wydaniu numeru dziewiątego, gdy treści kwartalnika uznano za przekraczające granicę dobrego smaku. „bruLion” w mniemaniu odbiorców, zwłaszcza spoza jego pokolenia, przekroczył granice, w których manifestowanie swej obecności przez nową generację przybiera formy akceptowalne. Jego publikacje przestały się mieścić w ramach przyjętych dla polemik i dyskusji między środowiskami i zosta­ły oprotestowane. Nie było to już pobłażliwe rozliczanie z „błędów mło­dości”. Tak oto powstawały zręby podstawowych skojarzeń, które wiąza­ły się z nazwą „bruLionu”.

A przecież towarzyszyły temu ważne procesy społeczne, głębokie prze­miany o wielkim znaczeniu kulturowym, nie tylko kulturalnym. I dlatego nawet bezwzględni krytycy genetyczno-socjologicznych koncepcji lite­ratury, muszą zauważyć związek między ożywianiem się ducha polemiki w „bruLionie” a narastaniem procesów przemian społeczno-politycznych w Polsce. Wydaje się, że zapotrzebowanie na polemiki, łamanie tabu, odkłamywanie stereotypów, otwartość intelektualną zwłaszcza wśród mło­dej inteligencji było w okolicach roku 1989 na tyle duże, że „bruLion” wpisał się po prostu w ogólny proces, co dodatkowo wiązało się z przemia­ną kwartalnika w najbardziej wojujące pismo generacji. Zaczęło się też wyraźnie różnić od periodyków, które – jak on – powoli wchodziły do kształtującego się na przełomie dekad obiegu literatury, przede wszystkim dlatego, że był prowokacyjny. Co istotne – dobór publikacji nie wy­nikał tylko z tego, że nie było dla tych tekstów miejsca w obiegu oficjal­nym, co zaprzeczało podstawowej zasadzie drugiego obiegu, który po­wstał przecież po to, by drukować artykuły (głównie polityczne lub poli­tycznie uwikłane), które nie mogły uzyskać aprobaty cenzury.

  1. ETAP DRUGI. PROWOKACJA I POKOLENIE

Mimo drobnych znaków z poprzednich zeszytów zawartość numeru dziewiątego (Kraków, zima 1989) mogła być zaskoczeniem. Słynny z tekstów „pornograficznych” (jak określili je oponenci), składał się nie tylko z nich. Zatem co stanowiło powód protestów? Czy wystarczy przedstawić autorów – Georgesa Bataille’a, Jeana Geneta, Georgesa Lély, Mar­kiza de Sade lub zacytować najbardziej obsceniczny spośród opubliko­wanych fragmentów – by zrozumieć protesty krytyków? 

Simona grzmotnęła go [księdza] najpierw podstawą kielicha w łeb; wstrząsnęło to nim, ale wreszcie trochę zmądrzał. Znów zaczęła mu obciągać. Nieprzyzwoicie rzęził. Doprowadziła go prawie do utraty zmysłów, a potem:

To nie koniec – rzekła – trzeba szczać.

Po raz drugi uderzyła go w twarz.

Obnażyła się przed nim, a ja ją pierdoliłem.

Spojrzenie Anglika było tak twarde, utkwione w oczach młodego ogryzka, że ten wcale się nie opierał i z hałasem wypełnił uryną kielich, który Simona trzymała pod kutasem.

A teraz pij – rzekł Sir Edmond.

Nieszczęśnik wypił w straszliwej ekstazie.

Znowu Simona obciągnęła mu; tragicznie zawył z rozkoszy. Z gestem szaleńca rozbił święty nocnik o ścianę. Ujęły go cztery mocarne dłonie i – z rozchylonymi nogami, pokonanym ciałem, kwicząc jak świnia – plu­nął spermą na hostie, bo Simona, brandzlując go, trzymała przed nim cyborium8 (z Historii oka G. Battaille’a, „bruLion” 9/1989, str. 42).

Prócz obrazoburczych fragmentów wydrukowano List do redaktora Jacka Trznadla w sprawie de Sade’a9 Gdy pisarz przekracza granice oraz tekst Przyzwolenie kontra tabu, opracowany na podstawie wstępu do Anthologie des lectures erotiques autorstwa Jean-Jacquesa Pauverta. Został w nich wyrażony sens drukowania tekstów obrazoburczej literatury.

Towarzyszące wymienionym tekstom materiały zwiększały moc pro­wokacji, szczególnie zaś krótka notka Złoty klucz. Kwestionariusz do użyt­ku spowiedników. Jakie pytania zadawać dziewczętom, które nie potrafią lub nie ośmielają się wyznać swoje grzechy nieczystości, autorstwa arcybi­skupa Kuby Antonia Marii Clareta, który zwracał uwagę spowiedników na:

  1. Oddawanie się masturbacji, oglądanie swoich narządów płciowych oraz dotykanie ich[…]. 6. Naciskanie narządami płciowymi na nogę stołową czy róg ściany celem wywołania polucji […]. (str. 90), oraz tekst Jarosława Marka Rymkiewicza o okolicznościach romansu Mickiewicza.

Warto zwrócić uwagę, że cały zestaw tych tekstów wzbudził protest wyrażony w jednym z podziemnych pism.

Poza tym w rozszerzonej rubryce „Garaż” wydrukowano następne tek­sty kultury alternatywnej, zaś Piotr Bratkowski opisywał w Donośniej i ciekawiej kulturowy aspekt muzyki punkowej i trafnie rozpoznawał wpływ subkultur na młodych twórców literatury. Muzyka ta, teksty i ich twórcy, w istotny sposób przyczyniały się do stworzenia modelu kultury alterna­tywnej w Polsce, przez co miały duży wpływ na kształtowanie się buntowniczych postaw tego pokolenia.

Pojawił się też tekst pt. Alternatywa, którego autor opisywał trzy zna­ne grupy alternatywne: „wrocławski pomarańcz”, „gdańską czerń” i „WiP-owską zieleń”10. Były to w owym czasie najważniejsze środowiska alternatywne – alternatywne także dlatego, że ich działalność odbiegała od standardów „podziemnych”. Tekst ten stanowił dowód coraz większe­go zainteresowania kwartalnika ruchami alternatywnymi, subkulturami, grupami, które mogły i chciały zaakceptować nową formułę „bruLionu”. Wkrótce pismo rozpoczęło zresztą współpracę z tymi środowiskami. 

PROBLEMATYKA. OBSZARY ZAINTERESOWAŃ TWÓRCÓW PISMA

Od wydania numeru dziewiątego zaczęła się ustalać spójna, choć otwar­ta problematyka pisma, która ogniskowała wokół trzech tematów:

–  kultury alternatywnej,

–  tabu obyczajowego, politycznego, kulturalnego,

– nowej literatury.

W ten sposób ustalił się nie tylko pomysł na kwartalnik, ale również powstała charakterystyczna stylistyka, określająca drugi, gorączkowy okres jego działalności. Co prawda trzy następne zeszyty: dziesiąty (Kraków, wiosna 1989), jedenasty i dwunasty łączony (Kraków, lato-jesień 1989) oraz trzynasty (Kraków, zima 1990), były mniej prowokujące i – zwłasz­cza w dwóch pierwszych zeszytach – panowała w nich równowaga między materiałami „drugoobiegowymi” a skandalizującymi publikacjami. Na­dal pojawiały się teksty autorów znanych z publikacji w drugim obiegu i uznanych (w drugim obiegu): fragment prozy Bohumila Hrabala, rozmo­wa z Jackiem Kaczmarskim oraz prezentacja jego wierszy i piosenek, utwory Artura Międzyrzeckiego i Jarosława Marka Rymkiewicza, wspomnienia Jana Józefa Szczepańskiego i Wiktora Woroszylskiego. Rozwijał się jed­nak dział literatury i powiększała się lista młodych autorów, na którą wpisali się w tym czasie: Piotr Czajkowski, Zbigniew Machej, Paweł Filas, Artur Szlosarek, Paweł Szwed, Marzena Broda, Manuela Gretkowska. To właśnie młodzi artyści i ich teksty miały pomóc pismu w kreowaniu no­wych postaw. Stało się to koniecznością, gdy po opublikowaniu zeszytu dziewiątego niektórzy ze znanych twórców zniechęcili się do „bruLionu” oraz jego działań i rezygnowali ze współpracy. Dlatego tak ważne dla kwartalnika było Kilka uwag o młodej poezji, które przedstawił w nume­rze dziesiątym Andrzej Niewiadomski, młody krytyk i poeta, przyszły redaktor „Kresów” (powstałych w 1989 r.), oraz zaprezentowanie dyskusji dotyczącej twórczości Zbigniewa Herberta, zatytułowanej Kamienny po­sąg Komandora. Jej uczestnicy, dwaj redaktorzy „bruLionu” (pod pseu­donimami X i Y kryli się Robert Tekieli i Krzysztof Koehler) oraz Tadeusz Komendant i Marian Stala, zastanawiali się nad wartością poezji autora Raportu z oblężonego miasta i jej rolą w dziejach literatury polskiej lat 80.

Niewiadomski natomiast opisywał stan poezji polskiej pod koniec roku 1988. Autor twierdził, że młodzi poeci (znani mu z „bruLionu”: Sendecki, Baran, Koehler), to za mało, by mówić o przemianie pokolenio­wej. Z jednej strony sugerował, że pojęcie pokolenia przestaje być funk­cjonalne w opisie literatury, gdyż „rytm zmian pokoleniowych w latach 80. został zachwiany i roczniki sześćdziesiąte nie obdarzyły nas wieloma odkryciami” („bruLion” 10/1989, str. 72).

Jakby na przekór temu twierdzeniu tekstowi lubelskiego krytyka to­warzyszyły utwory kilku poetów z wspomnianych roczników (m.in. Artur Szlosarek, Marzena Broda, Robert Tekieli). Niemniej redakcja podzielała rozpoznanie Niewiadomskiego o zachwianiu rytmu zmian pokoleniowych – o czym świadczył ton wypowiedzi redaktorów w dyskusji ze Stalą i Komendantem o Herbercie, w której chcieli oni uzyskać od znanych krytyków deklarację jasno stwierdzającą, że Herbert negatywnie zaważył na sytuacji liryki polskiej swym Raportem z oblężonego miasta, utrwala­jąc idiom poezji zaangażowanej, deklaratywnej. Na te sugestie Stala i Komendant reagowali z dystansem, nastawieni raczej na wieloaspektowość tej poezji niż na jej prostotę zaangażowania.

Wreszcie w politycznej części znalazły się artykuły Dlaczego należy wywołać III wojnę światową Ryszarda Toporskiego-Mackiewicza, O śmier­ci uwag kilka Janusza Korwina-Mikkego. Terroryści Pawła Kasprzaka (tekst dotyczący światowego terroryzmu) oraz Skompromitowani i zdetermino­wani Andrzeja Mirka, tekst, który można by zaliczyć do politcal ficfion. Zwłaszcza ten ostatni materiał dobrze pasował do stylu publicystyki „bru­Lionu”, gdyż historie oparte na purenonsensowym poczuciu humoru i podlegające aluzyjnym interpretacjom kreowały wizję pisma redagowa­nego z ironicznym dystansem, którego twórcy w sposób oryginalny, a nade wszystko wyraźnie dyskusyjny prezentowali zagadnienia z pogranicza życia politycznego i społecznego.

DYLEMATY MŁODYCH

W następnym numerze (11-12 1989) pojawił się jeden z bardziej eks­ploatowanych przez „bruLion” tematów – narkotyki. Poświęcony im arty­kuł Jana Bolkosskiego (pseud. Wojciecha Bockenheima) nosił tytuł Cie­płe Kapcie i narkotyki, czyli kłamać w imię Dobra. Autor dokonał analizy strategii polityki społecznej, służącej rozwiązaniu problemu narkotyków na świecie i w Polsce. Wypowiadał się z pozycji zwolennika tezy o konieczności uczciwego (tzn. zgodnego z prawdą socjologiczną i medyczną) pisania o rzeczywistych zagrożeniach związanych z narkotykami i narko­manią oraz walki z nimi. Chodziło tu głównie o niedopuszczalność prze­milczania skali problemu w imię korzyści, płynących choćby z braku świadomości społecznej co do wielkości i rangi problemu. Dla bruLionowców – będących w tej mierze rzecznikami stanowiska „edukować, nie karać” – problem narkotyków został w dyskursie publicz­nym zniekształcony. W środowiskach młodego pokolenia narkotyki zaj­mowały ważne miejsce, więc i redaktorzy nigdy nie traktowali ich jako problemu dyżurnego. Uważali jednak, że uznanie wolnego wyboru, połą­czonego ze świadomością zagrożeń wynikających z brania narkotyków jest pierwszym sposobem walki z narkomanią. W pewnym sensie swój stosunek do problemu wyrażali przez edukacyjny charakter publikacji dotyczących narkotyków, choć dla wielu odbiorców pozostali propagato­rami „brania”, co było znacznym nadużyciem interpretacyjnym.

RZECZNICY KULTURY ALTERNATYWNEJ

Tematem, który zdominował zeszyt jedenasty i dwunasty (łączony), była prezentacja „alternatywy”, czyli środowisk związanych z życiem polskiej kultury alternatywnej. Poczesne miejsce zajął tu artykuł redakto­ra naczelnego „bruLionu” Roberta Tekieli pt. Fucky, w którym autor opi­sał najważniejsze zjawiska związane z polskimi grupami, zajmującymi się działaniami alternatywnymi (m.in. zespoły muzyczne, prasę, happeningi). Propozycje środowisk alternatywnych (w tym Pomarańczowej Alternaty­wy, Ruchu „Wolność i Pokój”, Totartu, subkultur muzycznych i twórców zinów z nimi związanych) stawały się w konkluzji Roberta Tekieli wyra­zem bardzo pozytywnego ruchu, który choć różnorodny, opiera się na przyjęciu zasad i formuł tak opisanych przez redaktora naczelnego wersa­likami w tym tekście:

Najistotniejsze kategorie dla zrozumienia fenomenu alternatywy: Ruch. Postulat działania (aktywizm, działanie, pozytywne działanie). […]

Ważni są ludzie i to, co robią, mniej istotne są ich idee (idejki) oraz powoływane do życia struktury, „instytucje”, itp. […]

Płynność, zmienność (rozkoszne niedookreślenie, nieposkromione wichrzycielstwo) […]. Płynność ruchu jest ponadto doskonałą obroną przed próbami manipulacji (drażniący „brak programów”, struktur, które można rozbić itp.). Dalej: związany z globalnymi niemal kontaktami krajowych alternatywnych [środowisk – przyp. M. W.], brak polonocentryzmu i typowych dla niego kompleksów oraz powiązane z postulatem działania wezwanie do permanentnej twórczości. […]

Z odrzuceniem dominującej kultury wiążą się charakterystyczne dla alternatywy: dystans do ogólnie akceptowanych form ekspresji oraz zamiłowanie do przekraczania norm (wyznaczanych przez państwo, obyczajowych, ale też – strachu przed milicją czy kanonów artystycznych). Naj­istotniejsze techniki odrzucenia: subkultury – izolacja, punk – protest, prowokacja, pomarańczowi – parodia, kpina oraz najważniejsza – budo­wanie alternatywy. […]

Samodzielność to absolutny brak czyjejkolwiek kontroli, niezależność finansowa oraz niezależność alternatywnych instytucji (dystrybucja, wydawnictwa, kolportaż). […]

Indywidualizm. Kształtowanie swego życia. Konsekwencją uznania prymatu wolności osoby jest protest przeciw elementom kultury ocenianym jako zniewalające: przeciw religii, idei narodu itp. […]

Autentyczność i spontaniczność. Z kategorią indywidualizmu wiążą się też hipertolerancja, zainteresowanie wzajemną odmiennością (często z wyłączeniem faszyzmu i innych światłych ideologii); dalszą jej konsekwencją jest pochwała różnorodności. […] 

Z odrzuceniem idei konkurencji (unikanie traktowania swojej działal­ności jako udziału w cywilizacyjnym konkursie) wiążą się postulaty współpracy i kooperacji; z porzuceniem dominującego we współczesnej kultu­rze surracjonalizmu – prymat wyobraźni. Inne istotne kategorie to auto­ironia, energia, ulica, autentyczny kontakt itp.

Twórców alternatywnych poza wspólnym sposobem odczuwania i my­ślenia oraz kontestacji oficjalnej („opozycyjnej”, „przykościelnej”) kul­tury łączy odrzucenie komercji, charakterystycznej dla współczesnej nam kultury merkantylizacji aktu tworzenia, podjęcie problematyki pomijanej przez „artystów etatowych”. […]

Jeśli kontrkultura, awangarda, w pewnym sensie romantyzm były ko­lejnymi wcieleniami kontestacji, to alternatywa jest następną falą tego zjawiska. Kultura alternatywna, będąc mniej lub bardziej świadomą pró­bą ucieczki przed pułapkami współczesnej nam kultury masowej – unifor­mizacją, skłanianiem do bierności, komercjalizacją – jawi się jako próba zbudowania elitarnej kultury epoki nowej informacji. […] (str. 142-163)

Wiele z tych zdań dobrze charakteryzowało dalsze działania „bruLionu”.

W numerze trzynastym (Kraków, zima 1990) ukazał się, zawierający drastyczne sceny przemocy, fragment powieści Jane autorstwa punkowej pisarki Kathy Acker. Z artykułem Kontrkultura w Polsce i reportażem-żartem Krzysztofa Skiby Wyciśnięte cytryny dopełniał on obrazu działalności środowisk alternatywnych. Pojawił się tu jeszcze jeden element undergroundu, który w dużym stopniu zdecydował o charakterze, odbiorze i stylu działalności kwartalnika. Na łamach „bruLionu” wystąpiła grupa poetycka „Zlali mi się do środka”, wywodząca się z gdańskiego Totartu, który określał siebie hasłem:

Jesteśmy ariergardą kultury narodowej. Pilnujemy, by ktoś jej nie wyrżnął w dupę11.

Wielu krytyków i czytelników zmieniło swój stosunek do „bruLionu”, uznając związek z alternatywą za wykluczający je z poważnego, „dorosłe­go” obiegu literackiego.

Prócz wyraźnego zwrotu ku alternatywie pismo dawało wyraz swej niechęci do drugoobiegowego establishmentu. W tym numerze znalazł się taki oto fikcyjny spis treści „Zeszytów Literackich” autorstwa Andrze­ja Mirka – jednoznacznie wskazujący na stosunek „bruLionu” do tego periodyku:

SPIS RZECZY, PROZA I POEZJA: Czesław Miłosz, Z wierszy najnow­szych; Adam Zagajewski, Wiele nowych wierszy; […] WSPOMNIENIA: Jan Kott, Mój Barańczak; Stanisław Barańczak, Mój Kott; […] ŚWIADEC­TWA: Jerzy Stempowski, Jeszcze jeden list do Józefa Czapskiego; Jerzy Stempowski, Telegramy do Józefa Wittlina […]. etc. (str. 202)

Ironiczne wskazanie zamkniętego charakteru środowisk emigracyjnej opozycji, podkreślało odmienność środowiska „bruLionu”, otwartego na różne sposoby uprawiania działalności kulturalnej.

GŁOS POKOLENIA. MARCIN ŚWIETLICKI

Dlatego też otwierająca, numer trzynasty krótka informacja o przyzna­niu Grand Prix Marcinowi Świetlickiemu w pierwszym konkursie na „bruLion poetycki” im. Marii Magdaleny Morawskiej (w jury zasiadali: Wisława Szymborska, Marian Stala i Jarosław Marek Rymkiewicz) była tak ważna. Bowiem „bruLion” znalazł poetę, który wkrótce miał się stać sztan­darowym artystą kwartalnika, ale i sztandarową postacią „poprzełomowej” poezji polskiej. A trzeba zaznaczyć, że to właśnie w kontekst całej prowokacyjnej działalności pisma została wpisana grupa zdolnych pisa­rzy, którzy zdobyli sobie największe uznanie w oczach czytelników i krytyków. Również oni uczestniczyli w pracy nad postawami pisarskimi, wpisanymi w kulturę alternatywną. Wraz z publikacją łączonego numeru czternastego i piętnastego (Kra­ków 1990) rozpoczął się najgłośniejszy okres działalności pisma o ustalonym kształcie. Etykietka buntowników przylgnęła już bowiem do redak­torów i autorów. W zeszycie tym pojawiły się wiersze Świetlickiego. Jego utwory były dla czytelników bardzo ważnym elementem pisma – kwartal­nik mógł promować poetę i grupę utalentowanych (jak twierdzili krytycy promujący ich na łamach „Tygodnika Literackiego”) kolegów po piórze. Przez krótki czas używali oni nazwy „Zakon Żebraczy”, która brzmiała jak dobre określenie grupy poetyckiej, a w dodatku sugerowała poważną tajemnicę, gdyż nikt dokładnie nie wiedział, co się pod nią kryje12. Od tego momentu pismo mogło już pełnić funkcję periodyku pokoleniowe­go, z którym można się utożsamiać lub nie i w ten sposób określać swą postawę wobec współczesnej rzeczywistości kulturalnej. Dlatego właśnie najważniejszą informacją z winiety tego zeszytu stała się zapowiedź „re­welacyjne debiuty ’90”. Dla „bruLionu” nowy poeta, który stawał się – tak jak w owym czasie Świetlicki – ważną postacią współczesnej poezji polskiej, był niezwykle istotny. Odbiorcy literatury spodziewali się prze­łomu, nowego spojrzenia na sztukę słowa oraz czekali na nowego poetę wszystkich Polaków. Było to oczywiste oczekiwanie, skoro każde waż­niejsze przesilenie polityczne w historii Polski XX stulecia znajdowało swój wyraz w objawieniu się nowych roczników poetyckich (skamandryci, pokolenie Kolumbów, pokolenie „Współczesności”, Nowa Fala); zwią­zek poezji z przemianami politycznymi mocno zakorzenił się w społecz­nych wyobrażeniach na temat literatury.

W numerze tym podjęto tematy, które sporadycznie pojawiały się już na łamach pisma. Wydrukowano pierwszą część artykułu Dyktatura alkoholofilów, w którym Wojciech Bockenheimrozwijał kampanię na rzecz obiektywnego patrzenia na zagrożenia związane z narkotykami i narko­manią. Problematykę dużej części tego zeszytu można określić hasłem „stan współczesnej cywilizacji”. Redakcja przedstawiła artykuł Stanisła­wa Lema Od ergonomii do etyki, dotyczący perspektyw rozwoju ludzi jako gatunku, oraz dwa teksty autora, który podpisał się raz jako Andrzej Joachimiak (nazwisko), a drugi raz jako Joachim Andrzejczak (pseudo­nim), nawiązując tym samym do praktyki pisarskiej autora Próżni dosko­nałej Wielkości urojonej. Pisał on o przyszłości ludzkości, łącząc ją z chorobą AIDS i jej społecznymi (oraz cywilizacyjnymi) konsekwencja­mi. Zainteresowanie futurologią można też interpretować jako próbę od­krycia we współczesności tych aspektów rozwoju cywilizacyjnego, które będą decydowały o kształcie przyszłości – nakierowanie na nią w wypad­ku czasopisma młodych wydaje się samo przez się zrozumiałe.

Kwestia AIDS pozwala pokazać podwójne znaczenie wielu publikacji z tego okresu. Po pierwsze wykraczano poza krąg tematów typowych dla pism literackich (do nich przecież „bruLion” należał); po drugie włączano się w ten sposób w dyskusje o problematyce o znacznym oddźwięku i znaczeniu społecznym – szczególnie zresztą obciążoną negatywnymi konotacjami. To charakterystyczne, że pojawiające się w dyskusjach masmedialnych problemy społeczne – np. AIDS czy narkotyki – prowokowa­ły redakcję do podjęcia własnych poszukiwań na dany temat. Pismo włą­czało się w ten sposób w dyskusje społeczne, z głosem reprezentującym poglądy swego pokolenia. Publikacje te miały często charakter informa­cyjny i służyły właśnieuracjonalnieniu postaw wobec problemów, okre­ślały też niechęć wobec postaw irracjonalnych i agresywnych, które prze­jawiały się w społeczeństwie.

Prócz AIDS, narkotyków i poetów „bruLionu” w tym numerze druko­wano wywiad z Pontonem – twórcą graffiti, zwłaszcza znanych ulicznych szablonów, które powielane na murach miasta, tworzyły nowy styl wypo­wiadania się, a sam szablon bardziej przynależał do dyskursu alternatywnego niż do dyskursu politycznego. Choć nadal ukazywały się interpreta­cje współczesnych wydarzeń politycznych, jednak politycznie uwikłana literatura przestała być tematem pierwszoplanowym. Staje się to zrozu­miałe w kontekście przemian zachodzących w literaturze, która powoli uwalniała się ze związku z polityką. W dodatku „bruLion” deklarował przecież – piórem swego najważniejszego poety – niechęć wobec poli­tycznego zaangażowania literatury.

PROWOKACJA JAKO METODA DZIAŁANIA

Zeszyt czternasty i piętnasty (łączony) zapisał się w historii recepcji pisma przede wszystkim tekstem Hollywood LouisaF. Céline’a. Było to antysemickie wystąpienie francuskiego pisarza przeciw hollywoodzkiej produkcji filmowej, którą autor Śmierci na kredyt uznał za broń światowe­go spisku żydowskiego. Jego zdaniem Żydzi dążyli do zniszczenia tradycyjnej moralności chrześcijańskiej i związanych z nią wartości. Tekst ten wydrukowano obok artykułu Jonathana Windsberga pt. Tajne organiza­cje. Autor mówił o konieczności walki z koncepcją państwa „europejskie­go” i przeciwstawił mu koncepcję państwa „narodowego”, żydowskiego. Tym razem redakcja zdecydowała, że dział „Świadectwa”, w którym dru­kowano Céline’a. będzie wyglądał inaczej niż przy publikacji Historii oka Bataille’a. Wówczas obok tekstu znalazły się artykuły krytyczne, które pozwalały traktować Historię… jako świadectwo poszukiwań twór­czych. Tu natomiast istniał kontekst interpretacyjny i dlatego tekst Céli­ne’a spotkał się z oburzeniem wielu krytyków. Prowokacja – mimo nieprzychylnych uwag – stała się jednak metodą działania i częścią strategii pisma. Redaktorzy zdawali sobie z tego sprawę, skoro umieścili napis na okładce szesnastego numeru „Żadnych skan­dali”, gwarantujący czytelnikowi, że wewnątrz znajdzie materiały łamią­ce tabu. Rzeczywiście, zeszyt szesnasty (brak daty i miejsca wydania) zawierał kilka szokujących w założeniu tekstów. Wśród nich poczesne miejsce zajął jeden z najbardziej znanych tekstów z „bruLionu” – Flupy z pizdy autorstwa Zbigniewa Sajnoga z Totartu:

– mam flupy – usłyszałem od dziewczyny i myślę: co?

– co? – pytam

no, leci mi z pizdy. (str. 63)

Główny problem sprowadzał się w tym wypadku do zasadniczego pytania: czy mamy tu do czynienia z literaturą, czy w ogóle tekst Sajnoga można określić mianem dzieła artystycznego. Jego banalna fizjologiczność na pewno budziła niechęć twórców literatury wysokoartystycznej. Niewątpliwie też tekst miał być prowokacją, uderzającą w przyzwyczaje­nia estetyczne czytelników. O tym, że cel ten był ważny świadczyło też opublikowanie w tym samym numerze wywiadu z polską gwiazdą filmów porno, mieszkającą w Nowym Jorku. Opowiedziała ona o swoich przeży­ciach i karierze w porno-biznesie (wywiad pt. W trosce o zdrowie probosz­cza)Tytuł nawiązywał do jednej z wypowiedzi „gwiazdki”, która tłuma­czyła, że wzbrania się przed podaniem nazwiska, by nie psuć zdrowia proboszczowi z jej rodzinnej parafii… Jednak ta współczesna religijność – w tym wypadku zwraca uwagę podwójna moralność bohaterki – pojawia­ła się w zdecydowanie dwuznacznych kontekstach.

O tym, że działania redakcji szły w tym kierunku, świadczyć może zestawienie poprzedniego tekstu z artykułem Joga Zachodu, którego au­tor przedstawiał mistyczne systemy powstałe na przestrzeni dziejów od Platona do Crowleya. Miało to być nawiązanie do charakterystycznych dla ruchów New Age poszukiwań źródeł współczesnej religijności, zainte­resowań nowymi ruchami religijnymi, parapsychologią i innymi „wielki­mi tajemnicami ludzkości”.

A jednak sens tych publikacji pozostanie niejasny, dopóki nie zwróci się uwagi, że właśnie to pokolenie jako pierwsze spotkało się z tak ogromną różnorodnością propozycji ruchów religijnych, a różnorodne konwer­sje były cechą charakterystyczną wielu biografii twórców związanych z pismem (najgłośniejszą oczywiście była wśród nich sprawa Sajnoga, którego losy – znane z doniesień w masmediach w ostatnich latach – stały się przedmiotem opisu w jednym z ostatnich numerów pisma13).

W konstruowaniu wizji pisma włączającego się w szczególnie odważ­ny sposób w dyskusje kulturalne ważną rolę odegrał dział „Teksty odrzucone”. Ich zaprezentowanie służyło dopracowaniu wizerunku pisma kontrkulturowego, które miało być ośrodkiem wolnej myśli; to inni odrzucali teksty, „bruLion” je drukował. Dwa spośród nich są szczególnie charakte­rystyczne – tekst Krzysztofa Skiby na temat miejsca, w którym należy czytywać pismo „Nie”, zatytułowany O potrzebie Urbana w kontekście potrzeb własnych oraz, odrzucony przez „Tygodnik Literacki”, tekst Ma­cieja Pawlika będący streszczeniem nieistniejącego filmu Andrzeja Wajdy o współczesnych losach bohaterów Człowieka z marmuru i Człowieka z żelaza, pt. Słowo prawdy: Człowiek z gumy.

Kpina z dzieł reżysera nie mieściła się w ramach działalności tygodni­ka tworzonego przez osoby wywodzące się z opozycji. Dla „bruLionu” nazwisko Wajdy stanowiło kolejny pretekst do ironicznych uwag, po­świeconych opozycyjnemu środowisku, w którym zaczęli dostrzegać co­raz wyraźniejsze symptomy kombatanctwa.

Wielość prezentowanych postaw, a także prowokowanie czytelnika miało swój ciąg dalszy w łączonym zeszycie siedemnastym i osiemna­stym (rok V, Kraków, R-PRL 1991); można nawet zauważyć, że redaktorzy zwiększyli dawkę szokujących materiałów. Wyróżniały się teksty związa­ne z rzadko opisywanymi w Polsce epizodami z dziejów faszyzmu: Bru­natna przygoda moralności katolickiej Uty Ranke-Heinemann, która opisała przykłady wątpliwych etycznie działań niektórych hierarchów Ko­ścioła katolickiego w czasach faszyzmu oraz Kazania (przemówienia) do SS-manów autorstwa Heinricha Hirnmlera i Podróż na wschód jako Drang nach Osten Marka Tabora, który to artykuł wszedł później do wydanej przez „bruLion” w 1993 książki tego autora pt. Ezoteryczne źródła faszy­zmu, gdzie zostały opisane m.in. związki między działaczami nazistow­skimi, w tym Adolfem Hitlerem, a członkami niemieckich stowarzyszeń wiedzy ezoterycznej, których ideologie wiązały się z niektórymi aksjo­matami faszyzmu (np. o roli rasy aryjskiej w stworzeniu „nowego wspania­łego świata”). Prócz tego kolejny raz kwartalnik wydrukował tekst dotyczący przeja­wów antysemityzmu, który został pozbawiony jednoznacznego kontek­stu. Tym razem redakcja przedstawiła fragmenty pogadanek radiowych jednego z największych poetów XX wieku Ezry Pounda. Wygłaszane w trakcie wojny przemówienia dla włoskiego radia były przejawem anty­semickich przekonań Pounda, za które po wojnie miano mu wytoczyć w Stanach Zjednoczonych proces o zdradę. Uratował go werdykt psychia­trów o chorobie umysłowej.

APOGEUM PROWOKACJI. NAJBARDZIEJ ZNANY NUMER „BRULIONU”

Najważniejszym zeszytem okresu „bohaterskiego” działalności pisma stał się największy objętościowo (ponad 350 stron w dwóch woluminach) numer dziewiętnasty A i B.

W momencie jego wydania można już mówić o w pełni ukształtowa­nym kwartalniku o określonych zainteresowaniach, stylu działania i reputacji. Bunt. Prowokacja. Skandal. Pozbawione komentarzy materiały, po­święcone zjawiskom kultury, będącym zwykle w zapomnieniu, rozgrywających się na marginesie głównych nurtów albo – wprost przeciwnie – znajdujących się w centrum zainteresowań masmediów, spotkały się z gorącymi protestami.

Numer ten nie był pod względem tematycznym tak zróżnicowany jak kilka poprzednich, ale zawierał artykuły, które wystarczyły do stworzenia wyrazistego wizerunku. Do najważniejszych tekstów należały: dokument Sypiąc. Donos na komandosów, zbiór tekstów związanych z Feminizmem oraz wywiad ze specjalistką od seksu sadomasochistycznego zatytułowa­ny Sadomasochizm.

Sypiąc. Donos na komandosów, tekst, o którym mowa, składał się z dwóch części: zeznania, w którym student, aresztowany w związku ze sprawą „komandosów” opisał swe kontakty z ich grupą (m.in. Adam Michnik, Jacek Kuroń, Karol Modzelewski), oraz z części drugiej, w której analizował motywacje, styl działania i pochodzenie społeczne opisywa­nych przez siebie głównych uczestników wydarzeń marcowych. Tekst, który wyraźnie wpisywał się w antysemicką atmosferę marca 1968 roku, mógł być rozumiany jako fascynujące świadectwo konsekwencji osobistych dramatów jednostek uwikłanych w wydarzenia polityczne, ale choć był dokumentem dotyczącym historii najnowszej – jak twierdzili komen­tatorzy, m.in. Jerzy Sosnowski – „bruLionowi” nie chodziło o dyskusje historyczne, lecz o przewrotne uderzenie w bohaterów dokumentu, a przede wszystkim – w Michnika14.

Drugi zeszyt zawierał teksty, które dotykały żywo dyskutowanego zagadnienia feminizmu, a przez jednoznaczne zaangażowanie feministek w obronę prawa kobiet do decydowania o własnym ciele, wiązały się z toczącą się w tym czasie w mediach dyskusją o aborcji. A była to też pierwsza tak wyrazista manifestacja publiczna w Polsce feministycznego dyskursu. Stanowiący główny temat tego zeszytu feminizm został przed­stawiony szeroko – zarówno politycznie i społecznie, a wreszcie literacko i filozoficznie. Pismo wskazywało przede wszystkim na wielką różnorod­ność postaw przyjmowanych w obrębie omawianego zjawiska, którego odbiór opierał się i opiera na stereotypach. Chodziło więc o pokazanie, że rzeczywistość feminizmu jest dużo bogatsza i bardziej wielowymiarowa, niż by to wynikało z toczącej się w tym czasie dyskusji o aborcji. Oprócz artykułów monograficznych, obszernie opisujących samo zjawisko, dru­kowano wiersze, fragmenty prozy, eseje, manifesty. Jednak jednym z waż­niejszych materiałów tej części zeszytu B był prezentacyjny artykuł Sła­womiry Walczewskiej pod tytułem Feminizm, w którym zostały przedsta­wione podstawowe zasady, problemy i zadania współczesnego ruchu fe­ministycznego.

Opublikowano także próbkę feministycznych analiz – artykuł Joan Smith pt. Mężczyźni wolą martwe blondynki, w którym została zinterpre­towana w antypatriarchalnym duchu droga życiowa Normy Jean Mortensen, znanej raczej jako Marilyn Monroe. Wreszcie zespół autorek: Izabela Filipiak, Ewa Sicińska. Anna Szymula i Lili Stahl prezentował zbiór tek­stów, głównie poetyckich, pod tytułem Korespondencyjny zlot czarownic – zjawisko literackie, które nigdy nie doszło do skutku, dodający polski kontekst feminizmu literackiego.

Często dyskutowanym tekstem tego zeszytu okazał się też wywiad z anonimową rozmówczynią Sadomasochizm – dokument, który mógł wówczas szokować nawet wielbicieli prowokacji „bruLionu”. Zawierał opisy technik stosowanych przez sadomasochistów oraz interpretację zachowań sadystycznych i masochistycznych, dokonaną przez bohaterkę wywiadu, specjalizującą się w tego rodzaju usługach seksualnych. Warto przy tej okazji wyraźnie zaznaczyć, że to, co dziś stanowi sztampowy element repertuaru prasy od popularnej do opiniotwórczej, było wówczas, w roku 1992, mniej typowe, a podejmowane przez „bruLion” zagadnienia wielu czytelników odbierało jako oryginalne, odważne czy inspirujące poznawczo. Publikowanie tekstów, które polegały na przekraczaniu ogólnie przy­jętych granic tabu kulturowego, można uznać za skrótowy zapis historii dziewięciu zeszytów „bruLionu” (numery 9 – 19 Ai B). Takiej strategii służyła większość artykułów z zeszytów dziewiętnastego A i B, bo prze­cież znalazły się tu jeszcze inne materiały (szokujące fotomontaże i grafi­ki), ale i wiersz M. Świetlickiego Przed wyborami:

Dzisiaj kupiłem dwa pory na kolację

i niosłem za plecami, trzymając jak kwiaty.

Lato się gryzie z jesienią. Forma ocalała

i wychodzi z podziemia. Wszystko się układa

w doskonałą figurę:

ogród koncentracyjny. (str. 191)

Zestawienie w ostatnim wersie dwóch wyrazów z odmiennych syste­mów obrazowania, a przede wszystkim wartości, spotkał się z krytyką. Zresztą fragment: „Forma ocalała i wychodzi z podziemia”, można odczy­tać także prawie dosłownie jako wyraz niechęci wobec części starszego pokolenia artystów o podziemnym rodowodzie.

Str. 12-22

ETAP CZWARTY. KONWERSJA

Nowe numery „bruLionu” (od 21-22 do 25 włącznie) przedstawiały problemy współczesnej cywilizacji postindustrialnej. W okresie następ­nym redaktorzy pisma podjęli próbę poszukiwania takich elementów we współczesnej kulturze, które mogłyby stanowić podstawę systemu warto­ści u progu XXI wieku. Z tej perspektywy należy rozważyć tematykę numeru dwudziestego siódmego (2/1995, RPRL)15 i następnych. Był on wyrazisty, ale nie spowodował już odzewu krytyków. Dotyczył przede wszystkim religii. Zaszła tu jednak zasadnicza zmiana, która polegała na podjęciu tematu z intencją wartościującą – pozytywnie. W zeszycie dwu­dziestym siódmym znalazło się dwanaście recenzji z książki Jana Pawła II Przekroczyć próg nadziei. Recenzenci różnych środowisk – Jacek Salij OP, Jerzy Sosnowski. Dariusz Misiuna – uznali, że jest to jedna z najważ­niejszych książek ostatniego dziesięciolecia XX wieku. Zainteresowanie twórców pisma świadczyło o procesie, jaki przebiegał w redakcji.

Religia, w różnych jej przejawach i aspektach, pojawia się w rozmowie z Jerzym Nowosielskim Religia jest rzeczą niebezpieczną oraz w dziale „Świadectwa”. Opublikowano w nim „zdjęcie Ducha Świętego”, tzn. zdję­cia i ich negatywy z białymi plamami, wykonane podczas ceremonii chrztu. Pochodzenia plam – jak pisano w komentarzu – nie potrafiło wytłuma­czyć Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Poli­cji, którego oświadczenie zamieszczono obok zdjęć.

Jak widać, w ostatnim okresie redakcja „bruLionu” podjęła próbę wartościowania elementów rzeczywistości kulturalnej, całkiem poważnie zastanawiając się nad tym, jakie wartości można ustanowić we współcze­snym świecie. Numer dwudziesty siódmy ukazał nowy pomysł na pismo. Ostatnie numery „bruLionu” (27, 28 i 29) niewiele różniły się od siebie, gdyż zaproponowano w nich bardzo wyraźną hierarchię wartości, wynika­jącą z przyjęcia katolickiej perspektywy osądu elementów życia społecz­nego; zasadniczo poświęcone były różnym aspektom współczesnej reli­gijności: od ostrzeżeń przed manipulacjami sekt religijnych, przez świa­dectwa nawróceń na katolicyzm, po kuriozalne rozliczenie z Cezarym Michalskim, przeprowadzone w imieniu środowiska prawicowego przez katolickiego poetę z Gdańska, Wojciecha Wencla, który w liście do byłe­go redaktora „bruLionu” dyskredytował jego poczynania jako prawico­wego publicysty ze względu na romans Michalskiego i jego odejście od żony. A w recenzji z tomu Jacka Podsiadły niczyje, boskie pisał: 

Różnie mówi się dzisiaj o autorze Arytmii, ale z reguły zapomina się o tym ważnym kontekście, który stanowi psychologiczny klucz do jego twórczości. Jacek Podsiadło był mianowicie sztandarowym młodym po­etą PRL-u, wychowankiem potężnej machiny propagandowej, wykorzy­stującej młodzieńczą żądzę publikacji do programowania tzw. „życia kul­turalnego młodych[…] Droga Podsiadły bardzo przypomina polityczne dzieje innego outsidera Peerelu, Aleksandra Kwaśniewskiego. Dziś Pod­siadło chlubi się […] swoją niezależnością i tym, że nie dał się oszukać „twardogłowym” działaczom partyjnym, na tej samej zasadzie, na jakiej Kwaśniewski twierdzi, że wychował się na paryskiej „Kulturze”. […] Spy­tajcie Jacka Podsiadły, co zrobił swoim bliskim. Policzcie mu żony i sprawdźcie, co robią jego dzieci. W tej kwestii poeta ma bowiem całko­witą rację: tylko to się liczy naprawdę (str. 262).

Z perspektywy historii pisma to klasyczne „polowanie na czarowni­ce”, które prezentował w swym tekście Wencel, tworzyło dramatyczny przełom w dziejach kwartalnika. Nie spotkało się to z przychylnością odbiorców ani pokoleniowych, ani profesjonalnych, dla nich było ono po prostu kuriozalne.

„bruLion” nagle stał się pismem wypowiadającym się z pozycji jedno­znacznego zaangażowania, co z perspektywy historii pisma było woltą niespodziewaną. Narzuca się w sposób oczywisty pytanie, dlaczego pi­smo, które kontestowało zaangażowanie ideologiczne katolicyzmu (por. tekst Brunatna przygoda… Uty Ranke-Heinemann), samo stało się trybu­ną jednej opcji. Niewątpliwie objawiła się tu pozycja redaktora naczelne­go, którego indywidualna przemiana zaowocowała zmianami w piśmie, ale też miało to związek z angażowaniem się współpracowników „bruLionu” w politykę obozu prawicy (np. poprzez przynależność do tzw. ekipy pampersów, czyli młodych prawicowców, którzy – jak Cezary Michalski – zajęli ważne stanowiska kierownicze w telewizji publicznej). Przemiana wiązała się także z aktywizacją się innych środowisk i pism literackich, związanych z prawicą i katolicyzmem, takich jak „Fronda”. To tylko przy­kłady tego, jak tworzył się klimat sprzyjający takiej przemianie. Od tego jednak czasu „bruLion” nie tylko coraz częściej publikował kuriozalne teksty, ale sam też coraz częściej odbierany był jako kuriozum.

Na „katolickich” zeszytach kwartalnika kończy się historia pisma. „bruLion” nigdy nie stał się pismem ustabilizowanym: zmieniały się zainteresowania jego twórców, zmieniali się sami twórcy, szata graficzna, opra­cowanie edytorskie, zakres tematyczny, porządek materiałów, słowem – wszystko. Pismo starało się przywiązać czytelników raczej do stylu reda­gowania (swobodnego i pomysłowego) niż do stałej problematyki i spo­sobu porządkowania materiałów. Zarówno jeśli idzie o formę, jak i o treść kwartalnika od pewnego momentu dbano o jedno – o oryginalność.

  1. REPREZENTANCI POKOLENIA. SAMOŚWIADOMOŚĆ ROLI WŁASNEJ TWÓRCÓW „BRULIONU” A ADRESACI PISMA

Zmiennym kolejom losu „bruLionu” i jego twórców towarzyszyły, wyrastające z pierwszej, czasopiśmienniczej, inne formy działalności: serie książek (przede wszystkim cztery ważne serie poetyckie: fioletowa, biała, kolorowa, wertykalna), zbiorowe wystąpienia, jak festiwal „bruLion-bulion” w Zamku Ujazdowskim w Warszawie w 1992 r., programy telewizyj­ne „Alternativi” i „Lalamido”, radiowe „Ultrafiolet” (audycja w Radiu Kolor), które tworzyły zręby obiegu młodoliterackiego, skoro to właśnie za sprawą periodyku pojawiła się w świadomości czytelników pokolenio­wych problematyka nowej, młodej literatury. Ale też działania pisma wy­znaczały przecież podstawowe aspekty funkcjonowania młodej literatury przez włączenie do niego charakterystycznej dla nowego pokolenia de­biutantów przekonania o konieczności podejmowania różnych inicjatyw animacyjnych, służących propagowaniu wartości kultury literackiej mło­dych. W wypadku „bruLionu” łączyło się to dodatkowo z przekonaniem o jego ważnej roli w stosunku do pokoleniowego odbiorcy. Za tym roz­poznaniem poszła próba samookreślenia się tej generacji na łamach pe­riodyku, próby mówienia o życiu literackim w jego istniejącym kształ­cie w imieniu pokolenia.

Str. 27-29

NOWAPOSTAĆ POKOLENIA. POKOLENIE NIEPEŁNE

Ale w ten sposób – paradoksalnie – zmieniały się też zasady działania mechanizmu pokoleniowego. Wobec nadmiernej różnorodności propozycji lekturowych, z ich ideologiami, wizjami świata, hierarchiami pro­blemów, które były nieprzekładalne i często przypadkowe, więc nie po­zwalały na tworzenie obrazu całościowego, „bruLion” nie potrafił stwo­rzyć spójnej propozycji własnej. Rejestrował raczej mnogość punktów widzenia. Trudno w takiej sytuacji o scalające wyobrażenia. Trudno też jednak zaprzeczyć temu, że problematyka „bruLionu” określiła zainteresowania niektórych grup współczesnej młodej inteligencji. Zwłaszcza że pokolenie lat 60. wchodziło w życie społeczne (w jego części dotyczącej życia artystycznego) z opóźnieniem spowodowanym stanem wojennym. Niemniej to właśnie środowisko „bruLionu” w sposób najpełniejszy w przestrzeni literackiej reprezentowało różnorodność nowego pokole­nia. Twórcy – niechętni zresztą pokoleniowym rozpoznaniom ze względu na tendencję ujednolicania, która kryje się za tym pojęciem – uznali dość szybko, że „bruLion” nie tyle ich reprezentuje, ile pozwala na dotarcie do czytelników o podobnych aspiracjach i niepokojach. Właśnie. Najważniejszych pięć zeszytów (14-15 – 19 A i B), krakowsko-warszawskiego periodyku charakteryzowało się ogromną różnorodnością tematyczną od tekstów historycznych (jak Brunatna przygoda mo­ralności katolickiej) po głos w toczącej się dyskusji o sytuacji kobiet w Polsce, od literatury wysokiej po Totartowskie żarty słowne. I choć właśnie wtedy – jako grupa – tzw. poeci „bruLionu – trafili do mediów zwłaszcza telewizji, jako bohaterowie ważnej serii „Tani program o po­ezji”, kwartalnik przestał być przede wszystkim pismem literackim. Stał się periodykiem włączającym się w zasadnicze dyskusje społeczne, choć czynił to często w przewrotny, prowokacyjny sposób. W swej problematy­ce był w tym czasie bliższy społeczno-kulturalnemu czasopismu „ResPublica” niż „Zeszytom Literackim”. Angażowanie się w działalność me­dialną (od „Tygodnika Literackiego” po „Alternativi”) osłabiło jednak wcześniejszy związek z trzecim obiegiem, choć z zeszytów wcześniej­szych (9-13) można było prorokować, że stanie się odwrotnie.

Kontakt z mediami i coraz silniejszy odzew sprawiły, że w drodze do tworzenia strategii w życiu literackim redakcja skłoniła się jeszcze bar­dziej ku prowokacji i radykalizacji wystąpień. Efekt – „bruLion” nie tyl­ko zraził do siebie bardzo wielu krytyków, ale też stracił wyrazistość opar­tą na jednoznacznym wpisaniu się w kontekst podziemnego życia literac­kiego oraz wypracowaniu sobie niezależnego miejsca w obiegu literatury na przełomie dekad. Ten pierwotny kontekst drugiego obiegu działał na­dal, mimo zmian politycznych, a środowiska o tym rodowodzie, niechęt­nie traktowały pismo o zabawowym, często burleskowym charakterze, o czym świadczyło przecież odejście z „Tygodnika Literackiego”, tworzonego przecież także przez redaktorów i współpracowników „bruLio­nu”, grona twórców starszego pokolenia.

Buntownicza postawa znalazła wielu zwolenników, którzy traktowali jednak wystąpienia pisma z dystansem, choć uznawali je za ożywcze w niezbyt ciekawym życiu literackim. To ważne, dla wielu młodych kryty­ków prowokacyjne publikacje były – po prostu – zbiorem interesujących tematów, dotyczących szeroko pojętej współczesności – dobrze dobra­nych i z wyczuciem zestawionych. Brak rozbudowanych komentarzy, uczonych wywodów i erudycyjnych omówień, w miejsce których pojawiały się różnorodne materiały, zbiory informacji, były bardziej przekonujące niż polonistyczna produkcja innych czasopism literackich. Każdy numer „bruLionu” z początku lat 90. – owiany aurą skandalu – był niecierpliwie oczekiwany przez pokoleniowych odbiorców, za czym kryło się pytanie – co tym razem oburzy odbiorców, jakie publikacje spowodują protesty; ślady takich właśnie pytań odnaleźć można w tonie omówień kolejnych zeszytów pisma.

Szczególnie sposób skonstruowania numeru dziewiętnastego A i B pozwala na dokonanie obserwacji podsumowującej, która dotyczy strate­gii pisma. Od Historii oka Bataille’a przez prozę Acker, teksty Céline’a i Pounda po materiały z numeru dziewiętnastego (Sypiąc. Donos na komandosów, Sadomasochizm etc.), podstawowym pomysłem na robienie pisma stała się prowokacja intelektualna, obliczona na wzbudzenie za­mierzonego efektu – oburzenia. Niezależnie od pojedynczych publikacji, wobec których zwłaszcza przedstawiciele poprzednich pokoleń wysuwali różne zastrzeżenia, całość prowokacyjnych tekstów tworzyła obraz „bru­Lionu” występującego przeciw autorytetom i badającego obszary tabu obyczajowego, co – jako postawę młodego pokolenia – akceptowano, uznawszy za normalny sposób manifestowania swej obecności w kultu­rze. Wiązało się to z przynależnością twórców do młodego pokolenia, które próbowało na nowo określić swój stosunek do kultury w obliczu przemian, które następowały, a którym musieli stawić czoła. Prowokacja i skandal – zresztą nie odbierane przez rówieśników jako przekraczające miarę – wiązały z pismem przede wszystkim grono odbiorców pokolenio­wych, co zresztą było normalną konsekwencją generacyjnego charakteru środowiska pisma.

PRZYCZYNY WIELOWĄTKOWOŚCI POSZUKIWAŃ „BRULIONU”

Powodem oczywistym, dla którego na łamach pisma młodych po roku 1989 pojawiła się różnorodność tematyczna na nieznaną wcześniej skalę, był na pewno proces otwarcia na aspekty kultury rzadko poprzednio do­strzegane przez pisma kulturalne. Dodatkowo sprawa tak podstawowa, jak swobodna i zdecydowanie mniej uwikłana w kontekst polityczny możli­wość opisu bardzo ważnych przemian cywilizacyjnych, których świadka­mi chcieli być współtwórcy „bruLionu”, od problemów ustroju demokra­tycznego w Polsce po procesy dotyczące „globalnej wioski” i internetu, była tu motywem podstawowym, który zdecydował o odejściu od proble­mów kultury alternatywnej. Różnorodność, której twórcy pisma stali się świadkami, stanowiła przecież także odbicie stanu umysłowego odbior­ców. „bruLion” był bowiem kwartalnikiem, który powstawał nie tylko w umysłach redaktorów, wynajdujących teksty potwierdzające ich tezy, ale też – jak wskazują na to drukowane w dziale „DOiODpowiedzi” przy­najmniej od numeru dziewiątego – pismo pozostawało otwarte na różno­rodne inspiracje zewnętrzne. Rzadko kiedy numery składano z tekstów zamówionych. Jak wynika z wywiadu udzielonego autorowi tych słów przez Roberta Tekieli, każdy numer łączył się w całość w trakcie lektury nadsyłanych do redakcji tekstów. Proces tworzenia był zatem także proce­sem kształtowania własnych postaw wobec problemów nurtujących śro­dowisko „bruLionu”, postaw wobec napotkanej rzeczywistości. Dlatego też rzadko dochodziło do wyrazistych wypowiedzi programowych, zary­sowała się bowiem wyraźna przewaga prezentacji nad komentarzem. W tym wypadku twórcom „bruLionu” brakowało koncepcji, w którą wszystkie te procesy by się wpisywały. Redakcja nie potrafiła dla nich znaleźć wspólnej płaszczyzny – klucza do ich zrozumienia. Opisy te rów­nież zbyt daleko odbiegały od rzeczywistości polskiej, by można je było uznać za kontynuacje pierwotnego pomysłu na pismo towarzyszące – czasem tylko w sposób ironiczny i kontestujący – przemianom, jakie zachodziły w kulturze polskiej.

To, co stanowiło dla wielu komentatorów podstawowy zarzut, doty­czyło nazbyt konsekwentnego powielania postawy prowokatorskiej. Oczekiwano, że po okresie „młodzieńczych” buntów nastąpi czas programotwórstwa, włączenia się w główne nurty dyskusji kulturalnych. Tego jed­nak „bruLion” nigdy nie uczynił: nie pojawiały się artykuły określające preferowane opcje ideologiczne, wybór autorytetów, projekty wizji kultury, roli periodyku literackiego… Dopiero ostatnie numery pisma przynio­sły jasną deklarację – prawicową i katolicką – ale w kontekście historii pisma była to raczej kapitulacja wobec złożoności problemów demokra­tyzującego się społeczeństwa.

Można tu przedstawić listę ważniejszych materiałów i tematów (we­dług kolejności ukazywania się): Historia oka Georgesa Bataille’a; środowiska alternatywne, subkultury, underground; twórczość Grupy Poetyc­kiej „Zlali mi się do środka”; wprowadzenie tematu narkotyków i dalsze teksty Wojciecha Bockenheima; wiersze Marcina Świetlickiego i innych poetów „bruLionu”;Hollywood Louisa F. Céline’a; Flupy z pizdy Zbi­gniewa Sajnoga; W trosce o zdrowie proboszcza – wywiad z polską gwiaz­dą porno; blok tekstów o faszyzmie; pogadanki radiowe EzryPounda; wywiad zatytułowany Sadomasochizm; Sypiąc. Donos na komandosów; blok tekstów o feminizmie; GNUJ… Valérie Solanas; teksty o kompute­rach i współczesnych technologiach; recenzje z książki Jana Pawła II Prze­kroczyć próg nadziei oraz „fotografia Ducha Świętego”.

Tych kilkanaście tekstów zadecydowało o losach pisma.

BRULION” A SYTUACJA LITERATURY WSPÓŁCZESNEJ

Dopóki „bruLion” należał do drugiego obiegu, dopóty odpowiadał na zapotrzebowanie drugoobiegowych odbiorców, dotyczące tematów i autorów. W drugim etapie, w czasach szybkich przemian „bruLion” prezentował aktualne, zajmujące odbiorców pokoleniowych problemy, na co miała wpływ zarówno sama sytuacja przełomu, jak i napływ infor­macji. Następnie, w trzecim okresie działalności powolnej stabilizacji politycznej, społecznej i kulturalnej odpowiadało zmniejszenie aktywności „bruLionu”, przerwane przez katolicki przełom, gdyż właśnie w kategorii zerwania należy rozumieć zaangażowanie się w propagowa­nie opcji światopoglądowej.

Żywy oddźwięk, z jakim spotkał się „bruLion” wśród odbiorców w początkach lat 90., kiedy nakład pisma dochodził nawet do 15 tys. egzemplarzy, sprawił, że zaczęła się ujawniać przewaga związków pokole­niowych nad związkami międzypokoleniowymi. Zaistnienie na łamach takich zjawisk jak kultura alternatywna oraz twórczości debiutantów pro­wadziło do zerwania związków ze środowiskami, z którymi wiązało się pismo w początkach swej działalności. Towarzyszące temu prowokacyjne publikacje były wyrazem przekonania, że młodzi twórcy i odbiorcy uzna­wali swe uczestnictwo w komunikacji literackiej za jedyne nie uwikłane, pełne i otwarte, a ponieważ to właśnie „bruLion” stanowił pierwszą tak wyrazistą i dostrzeżoną artykulację nowego pokolenia, jego styl wypo­wiedzi zapoczątkował stylistykę ważną dla kształtowania się obiegu młodoliterackiego. Towarzyszyło temu przekonanie o własnej wartości mło­dych twórców, a także brak zainteresowania tradycyjnymi instytucjami literackimi, np. związkami zawodowymi literatów, co również prowadziło do kształtowania się granicy między obiegiem młodoliterackim a literatu­rą „dorosłych”.

Wraz z procesami instytucjonalizacji środowiska „bruLionu” powsta­wały wzory odrębnego w zamyśle i zasadach funkcjonowania czasopiśmiennictwa młodoliterackiego, oparte na prowokacji, zainteresowaniu głównie literaturą debiutantów i jej odmianami oraz krytycznym lub przy­najmniej ambiwalentnym stosunkiem do poprzedników.

Twórcy „bruLionu”, występujący niejednokrotnie z wypowiedziami pełnymi przekonania o własnej racji, wyrażający negatywne oceny rzeczywistości kulturalnej i społecznej, nie zachęcali tym do dyskusji. Pro­wokacja zaś stała się charakterystycznym aspektem działalności twórców tego pokolenia, nie tylko wyrażającą się w periodykach, lecz także kształ­tującą strategie pisarskie, które można zrekonstruować na podstawie pu­blikacji artystycznych. Najważniejsze jednak było to, że odbiorcy uznawali prowokacyjne publikacje i działania periodyku za adekwatną do swoich potrzeb formę uczestnictwa w komunikacji literackiej. Czytelnicy udzielali jasnego po­parcia dla redakcji pisma, o czym świadczył nie tylko bardzo wysoki jak na pismo młodoliterackie nakład, ale też chęć współpracy, którą wyrażali twórcy, zasypujący redakcję propozycjami literackimi i publicystycznymi (potwierdzała to wspomniana rozrastająca się rubryka poczty literac­kiej „DOiODpowiedzi”). Aprobata czytelników pokoleniowych była więc jednym z powodów, dla których „bruLion” nadawał swemu uczestnictwu w komunikacji literackiej kształt prowokacyjny.

Kryła się za tym jednak bardzo poważna niedogodność i trudny pro­blem. Odwaga, z jaką występowali przeciw autorytetom, z jaką ich prowokowano, przesłaniała braki w pozytywnym programie czasopisma.

Str. 38-42

AUTONOMIA MŁODEJ LITERATURY. POWSTANIE GRANICY

To właśnie przekonanie o własnej wartości w wypadku „bruLionu” w sposób szczególny i istotny, bo po raz pierwszy, doprowadziło do odrzucenia „dorosłej” kultury literackiej. Towarzyszyła temu praca nad ujmo­waniem współczesności z perspektywy młodego pokolenia, którego rzecz­nikiem pismo się stawało. Zainteresowanie debiutantami sprawiło, że łamy pisma posłużyły najpełniejszej prezentacji twórców nowego pokolenia. Byli wśród nich zarówno znani poeci (M. Świetlicki, J. Podsiadło, M. Baran, K. Koehler, M. Sendecki), jak i prozaicy (A. Stasiuk, M. Gretkowska, I. Filipiak). Jednak zarówno ich twórczość, jak i obraz tego poko­lenia, pozostałyby niepełne, gdyby nie fakt, że pismo stworzyło prze­strzeń dogodnej i najpełniejszej prezentacji dokonań środowisk związa­nych z polską kulturą alternatywną, w ich różnorodnych przejawach: od społecznie zaangażowanych po czysto artystyczne.

Określani jako młodzieńczy, buntowniczy, infantylni wreszcie, bruLionowcy zostali zepchnięci (przystając na to), do enklawy młodoliterackiej. Utwierdził się w ten sposób podział na literaturę „młodych” i „doro­słych”. To sprawia, że ostatecznie „bruLion” przynależy do ruchu czaso­pism młodoliterackich, a jego prowokacje wyraziły przede wszystkim nie­pokoje pokoleniowe. To zamknięcie się w tym wąskim obiegu ustaliło jednak wysoką pozycję „bruLionu” wewnątrz tego obiegu, zaś sami twór­cy, związani z pismem, zajęli ważne pozycje w hierarchii młodej literatury. Ona sama zaś – choć częściowo oddzielona od obiegu literatury w Polsce – zajmuje w nim znaczące miejsce. Pozostaje jednak kwestia najważniejsza – wielość dyskusji poświęconych temu periodykowi, który stał się symbolem nowej generacji twórców, sprawia, że „bruLion” wciąż pozostaje trudnym problemem literatury polskiej końca XX wieku o niejedno­znacznej i dyskusyjnej w niej pozycji.

Str. 64

Przypisy:

8  Historii oka G. Battaille’a była już wcześniej drukowana we fragmentach w „Literaturze na świecie”, 10/1985.

9  Numer poświęcony markizowi de Sade: „Literatura na świecie”, 10/1994. Na pewno teksty, które się w niej ukazały przewyższają pod każdym względem to, co opublikował kwartalnik. Reakcji o buncie „Literatury na świecie” nie było.

10 Były to najbardziej wpływowe i znane środowiska kontestujące, działa­jące niejako poza „oficjalnymi” strukturami podziemia: Pomarańczowa Alternatywa, RSA i WiP

11  [Za:] P. Dunin-Wąsowicz, K. Varga, Parnas bis, słownik literatury pol­skiej urodzonej po 1960 roku, Lampa i Iskra Boża, Warszawa 1995.

12  „Zakon Żebraczy” powstał po to, by uzyskać od Ministerstwa Kultury i Sztuki pieniądze na opublikowanie serii poetyckiej, która po wydaniu została nazwana „fioletową” (od koloru okładek). Wypowiedzi samych poetów (np. w „ResPublice Nowej”, 6/1993) niczego nie wyjaśniały, gdyż współtworzyli oni atmosferę sekretnego związku.

13  Zbigniew Sajnóg stał się postacią medialną znacznie później – pod koniec lat 90. – jako członek seksty „Niebo” Bogdana Kacmajora. W latach 80. był jednym z głównychprogramotwórców Totartu, trójmiejskiej grupy artystycznej i happenerskiej, należącej do środowisk alternatywnych. Jego los zakończony pobytem w sekcie był dla Roberta Tekieli ważnym argumentem w dyskusji o niebezpieczeństwie, które wiązało się z tym, że „bruLion” podjął się pracy nad zmianą świadomości swojego pokolenia. Właśnie przejście na pozycje katolickie miało chronić jego autorów przed podobnego rodzaju problemami.

14 Szerzej na temat tego tekstu pisał wcześniej Jacek Kuroń w Winie i karze (NOWa, Warszawa 1990), por. rozdz. Komandosi. Ponieważ publikacja Donosu na komandosów spotkała się z oburzeniem niektórych osób, z których w pracy cytowany jest Jerzy Sosnowski, wypada wskazać co na ten temat pisał wcześniej Jacek Kuroń: Taka zła przygoda [połączenie spraw osobistych i politycznych – przyp. M.W.], w konsekwencjach dale­ko wykraczająca poza sprawy osobiste dwojga ludzi, wydarzyła się An­drzejowi Mencwelowi, jednemu z najinteligentniejszych ludzi, jakich zna­łem. Sprawa stała się dawno temu już publiczna i to ośmiela mnie do jej opowiedzenia. […] Od tej nocy [wspominanego konfliktu z A. M. – przyp. M.W.], o której opowiadałem tutaj, zaczyna się moja pamięć o Andrzeju M. Nie mówię, że od tego zaczyna się jego droga do MSW. Nie, to na pewno było dużo bardziej złożone. Ale myślę sobie, że ta zazdrość o Irenę, o tych młodych chłopców – komandosów – to tylko część różnych zazdrości, które musiały dręczyć, a być może wciąż dręczą, tego niesłychanie utalentowanego faceta, który przyjechał do Warszawy z prowincjonalnego miasteczka. To musiało być ważne, bo on często powtarza, pisze o sobie w różnych miejscach „przybysz z prowincji wchodzi w wielki świat”. Można mówić, że czuł się zarazem lepszy, bo znał swoje możliwości intelektualne, i gorszy, bo nie z Warszawy, bo nowy. W ten sposób jego własne wyobrażenia o sobie były niesłychanie zagrożone i to właśnie przez środowisko, które mu jakoś tam imponowało. To taki przyczynek do ceny awansu, tylko że to całe piekło było w nim. […] Potem Andrzej znowu zbliża się do nas w związku z wydarzeniami, z samym Marcem, ze zdjęciem „Dziadów”. A to dlatego, że środowisko intelektualne niesłychanie mocno się w to angażuje. A zaraz potem dostaje się na policję. Jego samotność śledztwa, samotność celi trwa niesłychanie krótko, ale nie musi trwać długo, bo on jest właściwie już gotowy do przyjęcia policyjnej wizji świata. Teraz trzeba zrobić jeszcze tylko drobny krok. On jest za inteligentny, żeby polecieć prościutkim antysemickim tekstem. „Piękne dzielnice” – tak się chyba nazywa ten jego donos, który pisze w śledztwie – to wielki esej. W moim przekonaniu wielki, chociaż moi koledzy – wszyscy to czytali w aktach śledztwa – twierdzą, że to zła literatura. Ja ich podejrzewam jednak o osobisty stosunek, bo ostatecznie był to paszkwil na nas, na mnie przede wszystkim. Może znowu tu przesadzam, może przez to, że ten tekst jest taki przeciw mnie, to chciałem go dobrze, bez uprzedzeń odczytać. Ale mam wrażenie, że nie, że jednak jest w nim wielkość, taka jak w „Biesach” właśnie. Przecież to taki sam paszkwil na pewien typ środowisk rewolucyjnych, opozycyjnych. Ostrość widzenia Dostojewskiego jest karykaturalna, ale jest w tym jakaś prawda i jest też prawda u M. O snobizmie, o izolacji od społeczeństwa, o takim typie europejskości, który utrudnia zrozumienie Polski, tak jak istnieje taki typ polskości, który utrudnia zrozumienie Europy. Oczywiście, mam świadomość, że ja tutaj M. traktuję niesłychanie łagodnie. Jego tekst to w końcu policyjny donos, taki inteligentniejszy wariant najgorszej, czarnosecińskiej propagandy. Tym niebezpieczniejszy, że taki inteligentny. Tyle tylko, że cóż – los jego w policyjnych aktach. Chociaż on to potem – zdaje się – drukował we Współczesności. Mówię – zdaje się – bo nigdy nie zadałem sobie trudu, żeby go znaleźć. Andrzej M. od początku sypie wszystko i wszystkich, mało tego, współpracuje z policją, żeby skonstruować tę wizję wielkiego spisku sił obcych narodowi polskiemu. Ja i Karol opętani żądzą władzy, władania umysłami – to wyraźnie jest zrobione na Nieczajewa, a ci wielcy to Schaff, Kołakowski i inni – tak europejscy, że aż antypolscy. Tu ta żydowskość cienko biegnie, cieniutko. Jakby jej nie ma, a jest. Tę swoją wizję – w czasie spotkań, które mu organizuje SB w więzieniu – M. wdusza Witkowi G. i swojej dziewczynie, Irce Grudzińskiej. I oni to kupują. Teraz policja chyba popełnia błąd – zaczyna puszczać ludzi, też Andrzeja M., dziewczyny wszystkie. Ludzie wychodzą, kończy się ten policyjny świat. I zaczynają się trzęsienia ziemi. […] Nie rozmawiał ze mną oczywiście Andrzej M., ale ja spróbuję opowiedzieć o nim. Dzięki współpracy z policją on nagle pozyskał niesłychanie wysokie samopoczucie. Napisał tekst, który musiał mu się zdawać znakomity, skoro nawet ja byłem pod jego wrażeniem. A przede wszystkim uporządkował swoje stosunki ze światem. Przestał być gorszy. Przestał być prowincjuszem. Przeciwnie. To dzięki temu, że obcy, że spoza tych kręgów, stał się dobry, ważny. No, już na pewno policja mu podbijała bębenka. Z tej szczerej prowincjonalnej polskości tryskać miała odtąd prawdziwa polska nauka, literatura, myśl społeczna. O tym, że wyszedł w niesłychanej euforii, świadczy fakt, że pobiegł do rodziców Ireny i powiedział: — Ja teraz ożenię się z Ireną i pokażę, jak powinno wyglądać prawdziwe małżeństwo Polaka z Żydówką. Musiało go więc coś drążyć z tym antysemityzmem, choć przecież antysemitą nigdy nie był. Tym niemniej zagrał na to. Tymczasem dość szybko na wolności okazało się, że on – ten wielki, wspaniały – jest kompletnie samotny. Wszystkie intelektualne środowiska Warszawy odrzuciły go totalnie. Sam oglądałem dużo później taką scenę, na jakiejś sesji w Instytucie Badań Literackich: M. zapisał się do głosu i ludzie zaczęli wychodzić, mówił do prawie pustej sali. Myślę, że kiedy wyszedł, takich spontanicznych demonstracji może nie robiono, ale bojkot wobec niego był zupełny. Nagle ze swoją szczerą prowincjonalną polskością został sam, mógł się kumplować co najwyżej z policjantami pióra. To musiał być dla niego straszliwy cios. W każdym razie, kiedy przybył do sądu jako świadek, zaczął swoje zeznania od tego, że przestał pracować na Uniwersytecie czy w Instytucie Badań Literackich i że leczył się w zakładzie dla psychicznie chorych. Po czym wykonał wielki numer. Zdemaskował swoje własne oświadczenie i zeznania ze śledztwa. Stał oparty łokciem o barierkę, szczupły, pochylony do przodu, nie patrzył na sąd, patrzył w ziemię. —  Co ma świadek do powiedzenia? – pyta sąd jak zwykle. —  Już nie pamiętam, nagadałem dużo różnych rzeczy, to jest zaprotokołowane, może sąd będzie mi cytował. Sąd mu cytował, a on nie tylko zaprzeczał, ale wykazywał absurdalność swoich zeznań ze śledztwa. Pamiętam taki świetny fragment, najostrzejszy, najlepszy, ale tej klasy było całe jego sądowe wystąpienie. Otóż w śledztwie zeznał, że Karol Modzelewski i Adam Michnik prosili go o współpracę przy wydaniu specjalnego polskiego numeru Temps Moderne. Modzelewski rozmawiał z nim o tym w lipcu 1967 r. w Warszawie, a on następnie o wszystkim opowiedział 1 sierpnia na wczasach nad morzem swojej narzeczonej Irenie. Sąd to przytoczył, a M. na to: — W tej sprawie mogę powiedzieć tylko tyle, że Karol Modzelewski wyszedł z więzienia 2 sierpnia i w związku z tym nie mógł ze mną rozmawiać w lipcu, a tym bardziej ja nie mogłem tego opowiadać Irenie 1 sierpnia nad morzem. Sąd pyta dalej: —  A skąd w takim razie zgodność zeznań z Grudzińską? —  Ja się z nią widywałem w czasie śledztwa. Pozwolono mi na to. Czyli krótko mówiąc przyznał, że udzielał jej instrukcji w trakcie przesłuchań. Tej klasy grę prowadził z prokuratorem i z sądem. Prokurator był kompletnie bezradny. Chwilami miało się wrażenie, jakby M. całe swoje zeznanie złożył po to i w taki sposób, żeby je teraz mógł zdemaskować. To, że M. zaprzeczył swoim zeznaniom ze śledztwa, odegrało niemałą rolę w zdemaskowaniu całego aktu oskarżenia. Z nim w roli świadka oskarżenia z prawdziwego zdarzenia ten proces wyglądałby dużo poważniej. Ale jak trzasnęła historia grypsów, historia ustawienia śledztwa, prawie wszystko się załamało. Po tym wszystkim M. napisał książkę o Brzozowskim, w której próbuje dać psychologiczny portret człowieka współpracującego z Ochraną. [str. 268-302].

15 W stylu „bruLionu” dwudziestego szóstego numeru nie wydrukowano, tzn. pominięto w numeracji, zamiast 26 jest 27. Być może miało to związek z konwersją Roberta Tekieli i służyło oddzieleniu nowego etapu w historii pisma. * Marcin Wieczorek (1971) – poeta, opublikował m.in. tom „Otwarcie” (2003). Pracownik naukowy na Uniwersytecie Warszawskim. Mieszka w Warszawie.

Podobne wpisy